4 lutego 2012

Letnia przygoda z sąsiadem

Mieszkam w kamienicy na poddaszu, w okresie lata jest nie do wytrzymania bez przynajmniej 3 wiatraków. Biorę prysznic.
Słyszę dzwonek do drzwi. Zawijam się tylko samym ręcznikiem i otwieram drzwi. Stoi mój dobry sasiąd z dołu w samych slipach, wiek około 50tki, żonaty i z olbrzymim brzuchem (naprawdę dużym):
- Dzień dobry, pan się zna na komputerach prawda?
- No trochę tak. A co się dzieje?
- Wie pan, bo problem jest, bo komputer nie działa i nie wiemy co zrobić. Mógłby pan rzucić na to okiem?
- Czemu nie.
Schodzimy na dół do jego mieszkania. Ja dalej owinięty w ręcznik próbuje rozwiązać problem. Nie ważne w tej historii co się zepsuło - ważne, że naprawiłem. Wychodząc z mieszkania w progu, sąsiad się pyta:
- Ile mam panu zapłacić?
- Ależ proszę pana, niech pan nie żartuje, dla mnie to była czysta przyjemność.
Cała tą rozmowę słyszał sąsiad z naprzeciwka, który wychodził ze swego mieszkania. Stanął jak wryty, patrząc na nas - jeden owinięty w sam ręcznik, a drugi w samych slipach - tak piekielnym wzrokiem jak nigdy w życiu.

3 lutego 2012

Karachan.org



Elektroniczne dźwięki i wulgarny tekst opowiadający o Janie Pawle II - oto co słyszymy odpalając jeden z wielu filmów zrobionych rzekomo przez portal wykop.pl. W rzeczywistości widea te tworzone są przez członków anonimowej społeczności - Karachan.org. Strona ta jest jedną z wielu kopii popularnego amerykańskiego portalu 4chan - strony umożliwiającej użytkownikom anonimowe wymienianie się obrazkami oraz tzw. "memami", czyli zabawnie i nieraz cięto podpisanymi obrazkami portretującymi życie oraz piętnującymi przywary typowego internauty. Z tej właśnie strony pochodzą takie zabawne filmy jak "Rickroll" czy zabawnie podpisane zdjęcia kotów. Jednak nie należy dawać się zwieść pozorom! 4chan to miejsce dosyć oryginalne! Humor nie zawsze musi odpowiadać zwykłym internautom! Co ma na ten temat do powiedzenia założyciel karachan.org?

-Nigdy nie spodziewałem się, że karachan będzie tak popularny - mówi administrator i założyciel portalu ukrywający się pod pseudonimem "zalgo". - Na początku chciałem stworzyć małą stronę na próbę, byłem wtedy zafascynowany 4chanem i ideą anonimowości w sieci. Wtedy byłem młody i miałem ideały. - Opowiada "zalgo" o powodzie założenia strony. Jednak użytkownicy nie są w żaden sposób kontrolowani, więc zdarzało się wiele aktów wandalizmu. Takich jak na przykład wspomniane na początku wideo szkalujące papieża polaka. W ten sposób internauci z karachanu chcieli zwrócić uwagę na problem pedofilii w polskim kościele. Dlaczego jednak akurat wizerunek Jana Pawła II? -Uważam, że jest to osoba bardzo znana, jej oblicze miało przyciągnąć wielu oglądających. Zaaferowani, dociekliby wielu informacji na temat pedofilii w kościele katolickim. Interes dzieci jest nam bardzo drogi. - Czemu więc "zalgo" zezwala na publikowanie w swoim serwisie, który przeglądają także przecież nieletni, twardej pornografii? - Staram się walczyć z udostępnianiem przez użytkowników niewłaściwych treści, bo wiem, że moją stronę przegląda też młodzież gimnazjalna. To bardzo wrażliwe umysły. Nie chcę, aby stało im się coś złego.

Z 4chana wyrósł cały ruch Anonymous - hakerska organizacja. "Zalgo" odcina się od nich i mówi, że Polscy Anonimowi - polski odpowiednik anonymous - jest nie tylko organizacją działającą z prawem, lecz także dużo bardziej przystępną dla szarego użytkownika. Każdy kto wejdzie na karachan.org ma zaoferowaną pomoc w dostowaniu się do surowego wyglądu strony. - Planujemy wprowadzić nowy styl i skórki, bardziej nowoczesne i pasujące do obecnych trendów Web 2.0. Chcielibyśmi także dodać przycisku udostępnień na np. facebook - wylicza administrator. Jego ambicje są wysokie.

Karachan dopiero wychodzi z podziemia, jednak już chce stawać w szranki z największym graczem na internetowym rynku rozrywki - kwejkiem. kwejk to portal w założeniach bardzo podobny do karachan.org, tak samo pozwala na wymienianie się obrazkami. "Zalgo" do końca roku 2012 chce wyprzedzić kwejka w liczbie unikalnych wejść dziennie. Czy to możliwe? - pytamy. - Mam swoje sposoby - odpowiada "zalgo" uśmiechając się niczym sprytny lisek.

Zyzz - cała prawda o jego śmierci



Jak widać Zyzz przed braniem sterydów był zwykłym chudym lamuskiem z bananowego amerykańskiego domu

Znaleziono go martwego w brudnej saunie w Bangkoku. Wykitował samotnie, przerażony, w straszliwej agonii. W życiu nie osiągnął nic poza drobnym rozgłosem na kilku forach internetowych, gdzie stał się jedynie kolejnym memem, o którym niedługo wszyscy zapomną. Zapłacił ostateczną cenę za swoją obsesyjną próżność i szprycowanie się nielegalnymi substancjami. Dębowa jesionka w wieku 22 lat. Brawo, wszyscy mirujemy.

Gdy teraz pomyślę o Zyzzie, żal mi go i życia, które wiódł. Być może został uwieczniony online przez paru suchoklatesów, ale jego życie i wizerunek były zbudowane na lichej podporze żałosnego narcyzmu. Czcili go podczas gdy jedyne co mieli to kilka sztucznych zdjęć, krótkich filmików na YT i sporadyczne posty. Można podziwiać jego budowę ciała, ale zastanówmy się na chwilę co się działo za kulisami.

Gdy słyszę "Zyzz", przed oczami staje mi obraz jego, tarmoszącego swojego skurczonego od metki fiuta żeby chociaż trochę stwardniał, żeby szybko wepchać go w przepłacone designerskie slipki żeby sprawiał wrażenie hojnie obdarzonego. Wszystko to żeby jeden z jego dupowłażących kumpli mógł zrobić parę głupawych, ustawionych fotek do wrzucenia w sieć po raz milionowy. I owszem, uważam, że między Zyzzem a jego ekipą było coś więcej niż odrobina homogejostwa.

Wyobrażam go sobie paradującego po żałosnych, pretensjonalnych klubach bez koszulki, desperacko poszukującego atencji. I na każdą losową puszczalską 7/10 Karynę, która robiła sobie z nim zdjęcie, przez jego przeżarty sterydami mózg przebiegało milion nieśmiałych, pogmatwanych i niepewnych siebie myśli. Nie mógł wyjść na miasto i zabawić się jak normalny Seba. Dla niego to było przedstawienie. Ale bynajmniej nie był gwiazdą, a jedynie skoksowanym pozerem. Formą bez treści. Nadętym, wymuskanym głąbem. Kompletnym oszustem.

Widzę oczyma wyobraźni jak aplikuje sobie opaleniznę w sprayu, jak goli swoje skurczone jaja przed lustrem. Jak wybiela sobie zęby, prostuje włosy, maluje się. Wyobrażam sobie wszystkie te codzienne rytuały, przez które musiał przechodzić żeby tylko utrzymać jakiś swój głupi wizerunek, który szanowno jedynie na forach internetowych uczęszczanych w większości przez przegrywów. Smutny człowieczek. Naprawdę kurwa żałosny.

Jak mówi stare przysłowie, "nothing of value was lost". Ci, którzy klękają przed jego ołtarzem powiedzą, że dobrze, że odszedł młodo. "Wiecznie młody, jak James Dean", czy inne gówno. Prawda jest taka, że w jego ostatnich chwilach na Ziemi przez umysł Aziza Sergiejewicza Szawersziana przelatywała jedna myśl. Pragnął innej atencji gdy jego spuchnięte od dianabolu serducho pompowało ostatnie mililitry. Wołał o pomoc. Ale nikt nie przyszedł. I tak odszedł do krainy wiecznych łowów w spokojnym i dystyngowanym tajskim burdelu. Ciekawi mnie jak bardzo cenił swój sztuczny wygląd w ostatnich chwilach. Ciekawi mnie czy żałował tej narcystycznej parodii samego siebie, którą się stał. Warto było, Zyziu?

Chyba nigdy się nie dowiemy.